Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kojak z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 3382.66 kilometrów w tym 387.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.18 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 17470 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kojak.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

powyżej 100 km

Dystans całkowity:987.15 km (w terenie 210.00 km; 21.27%)
Czas w ruchu:61:24
Średnia prędkość:16.08 km/h
Maksymalna prędkość:57.00 km/h
Suma podjazdów:3070 m
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:109.68 km i 6h 49m
Więcej statystyk
  • DST 100.75km
  • Teren 10.00km
  • Czas 07:42
  • VAVG 13.08km/h
  • Sprzęt Pierwszy
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jura dzień III

Czwartek, 23 sierpnia 2012 · dodano: 16.09.2012 | Komentarze 0




  • DST 101.02km
  • Teren 50.00km
  • Czas 09:44
  • VAVG 10.38km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Podjazdy 800m
  • Sprzęt Pierwszy
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jura dzień I

Wtorek, 21 sierpnia 2012 · dodano: 18.09.2012 | Komentarze 0




  • DST 107.80km
  • Czas 04:58
  • VAVG 21.70km/h
  • Sprzęt Pierwszy
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wrocław - Jelcz Laskowice - Oława - Strzelin - Wrocław

Sobota, 3 września 2011 · dodano: 04.09.2011 | Komentarze 0




  • DST 103.26km
  • Czas 06:15
  • VAVG 16.52km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Podjazdy 1850m
  • Sprzęt Pierwszy
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bałkany 2011 - Dzień 3: Ploce - Dubrownik (Balkans 2011 - Day 3)

Poniedziałek, 18 lipca 2011 · dodano: 17.08.2011 | Komentarze 0

Rano standardowo śniadanko, pakowanie namiotów i ruszyliśmy w drogę. Po drodze minęliśmy kemping na którym mieliśmy nocowań. Temperatura powietrza szybko wzrastała i robił się niemiłosierny skwar. My dzisiaj chcieliśmy za to dojechać do Dubrownika, co oznaczało prawie 100 km - wreszcie jakiś porządny dystans :) Pierwszy postój zrobiliśmy na podjeździe, po przejechaniu 12 km - około godziny 9:30. Skusiła nas budka z owocami. Na początku dostaliśmy po kawałku chłodnego arbuza, a następnie kupiliśmy ćwiartkę płacąc 20 kun (ok. 13 PLN). Cena zabójcza (w markecie kilogram był za 6-8 kun) ale nasze twarze były zadowolone.

Bałkany 2011 - Dzień 3: Ploce - Dubrownik -> postój na arbuza © Kojak

Oto widoki jakie mieliśmy podczas konsumpcji:
Bałkany 2011 - Dzień 3: Ploce - Dubrownik -> widok na pola uprawne w Chorwacji © Kojak

Niestety wszystko co dobre szybko się kończy - arbuz został wchłonięty przez nas kilka minut. Musieliśmy jechać dalej, bo przed nami daleka droga. Po około 24 km przekroczyliśmy granicę z Bośnią i Hercegowiną.
Bałkany 2011 - Dzień 3: Ploce - Dubrownik -> Granica Chorwacja - Bośnia i Hercegowina © Kojak

Wbrew temu co twierdzi Google Maps w Bośni i Hercegowinie istnieje droga wzdłuż wybrzeża, która dalej prowadzi ponownie do Chorwacji. Oto dowód na to:
Bałkany 2011 - Dzień 3: Ploce - Dubrownik -> Droga, która wg Google Maps nie istnieje (BiH) © Kojak

W Bośni był drugi postój - 2 śniadanie oraz owoce. W sklepach można było płacić w kunach, więc nie musieliśmy szukać kantoru ani banku. Po 32 km tego dnia opuściliśmy BiH (w samej Bośni zrobiliśmy ok. 7 km) czekał nas jeszcze spory kawałek do prze-pedałowania. Jechaliśmy w miarę równym tempem - trasa nie była zbyt wymagająca. Były wyłącznie lekkie wzniesienia. Jedynie do samego Dubrownika był dość męczący podjazd, który za chwilę zmienił się w zjazd, gdyż z głównej trasy odbiliśmy do centrum. Około 20:30 dotarliśmy na Stare Miasto. Po naradzie stwierdziliśmy, że lepiej będzie poszukać noclegu w Dubrowniku i rano wybrać się na zwiedzanie Perły Adriatyku. Dubrownik reklamuje się jako najpiękniejsze miasto Europy.
Bałkany 2011 - Dzień 3: Ploce - Dubrownik -> Dubrownik - mury obronne © Kojak

Nocleg mieliśmy znaleźć na kempingu Solitudo. Jak się później okazało był to zły pomysł. Po drodze na pole namiotowe zajechaliśmy do restauracji na kolację. Z menu wybraliśmy pizze. Gdy oczekiwaliśmy na posiłek ja regenerowałem się ...
Bałkany 2011 - Dzień 3: Ploce - Dubrownik -> odpoczynek w restauracji (Dubrownik) © Kojak

Chłopaki rozmawiali i w między czasie nakręciliśmy filmik (do obejrzenia wyłącznie przy relacji live).
Między innymi Jurek pokazywał na jak dużą pizzę liczy ...
Bałkany 2011 - Dzień 3: Ploce - Dubrownik -> restauracja w Dubrowniku © Kojak

... i o wiele się nie pomylił :)
Bałkany 2011 - Dzień 3: Ploce - Dubrownik -> Pizza (Dubrownik) © Kojak

Po posiłku udaliśmy się na kemping, który okazał się dużym ośrodkiem wczasowym. Ceny były jak dla nas zbyt duże, więc zaczęliśmy szukać (tzn. Marcin z Jurkiem, a ja pilnowałem rowerów) skrawka ziemi na namioty. Misja powiodła się. O bliżej nieokreślonej porze zasnęliśmy.

Dzień następny
Dzień poprzedni

Oto trasa:




  • DST 126.07km
  • Teren 25.00km
  • Czas 06:30
  • VAVG 19.40km/h
  • Sprzęt Pierwszy
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 5: Augustów - Mazurki - Dowspuda - Raczki - Giżycko

Poniedziałek, 19 lipca 2010 · dodano: 26.07.2010 | Komentarze 0

Przez wczorajszą burzę w dniu dzisiejszym postanowiliśmy przejechać jak największą ilość kilometrów. W Augustowie zrobiliśmy szybkie zakupy w Biedronce i ruszyliśmy drogą 664. Kilometry dość szybko mijały. W Raczkach skręciliśmy w drogę 665 w kierunku Olecka. Po drodze minęliśmy cmentarz wojenny z I wojny światowej, na którym pochowano 43 żołnierzy niemieckich oraz 42 rosyjskich.

Cmentarz wojenny z I wojny światowej, na którym pochowano 43 żołnierzy niemieckich oraz 42 rosyjskich © Kojak

Cmentarz wojenny z I wojny światowej, na którym pochowano 43 żołnierzy niemieckich oraz 42 rosyjskich © Kojak

Na trasie:
W trasie © Kojak

W trasie © Kojak

Przejeżdżając przez Wieliczki zatrzymaliśmy się przy drewnianym kościele pw. Narodzenia NMP. Na belce napis informujący o wybudowaniu w 1676 r. Niestety nie mogliśmy wejść do środka, bo kościół był zamknięty. Jak doczytałem teraz wewnątrz znajduje się:
- ołtarz z bogatą ornamentacją, wykonaną przez snycerza z Olecka w 1708 (snycerz Schöbel)
- ambona pochodząca z początków XVIII w., ufundowana przez proboszcza Michała Giżyckiego, polichromia na ambonie wykonana w 1712 na koszt parafii.
Drewniany kościół pw. Narodzenia NMP w Wieliczkach © Kojak

W Olecku kierowaliśmy się na Giżycko i jechaliśmy drogą 655. Kilometrów przybywało i trochę głód dawał się we znaki. Postanowiliśmy się zatrzymać przy Jeziorze Gawlik. Przed obiadem zajechaliśmy jeszcze do wsi Grądzkie, aby zobaczyć wiatrak typu holenderskiego.
Grądzkie - zrujnowany wiatrak © Kojak

Grądzkie - zrujnowany wiatrak © Kojak

Marcin przy częściach wiatraku - Grądzkie © Kojak

Wreszcie robimy swój obiad: spaghetti a’la tyrolska (wg Marcina: rowerowe spaghetti). Pewnie domyślacie się jakie były składniki :). Gdyby jednak ktoś chciał poznać odpowiednie proporcje składników zapraszam do kontaktu. Postój trochę się wydłużył, bo wiatr spłatał nam figla i przewrócił całą menażkę z makaronem, i trzeba było gotować wszystko od początku.
Gdy dotarliśmy do Giżycka musieliśmy ustalić dalszy plan jazdy: nocować tutaj i rano pozwiedzać, czy może jechać na północ do Gierłoży i Mamerek, a następnie powrócić do Giżycka i potem jechać w stronę Śniardw. Wybraliśmy plan pierwszy i zaczęliśmy szukać noclegu. Udało nam się rozbić namiot w gospodarstwie agroturystycznym Pana Antoniego w Sulimach k. Giżycka, któremu bardzo dziękujemy i pozdrawiamy.

Tego dnia mało zwiedziliśmy, ale za to dużo przejechaliśmy.

Dzień poprzedni. Dzień następny.




  • DST 101.08km
  • Teren 35.00km
  • Czas 06:21
  • VAVG 15.92km/h
  • Podjazdy 420m
  • Sprzęt Pierwszy
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wzgórza Trzebnickie: Skokowa - Oborniki Śląskie - Trzebnica + Wrocław

Sobota, 26 czerwca 2010 · dodano: 26.06.2010 | Komentarze 3

Na wspólny wypad w sobotę podpiąłem się do Piotra. On zaplanował trasę biegnącą po Wzgórzach Trzebnickich częściowo wzdłuż szlaków pieszych. Planowana trasa różniła się od przebytej, oto ślad:

Pociąg, którym mieliśmy dotrzeć do Skokowa ruszał z peronu o 9:30. Dotarłem na dworzec po 9 i nie spotkałem Piotra, więc ruszyłem do kas. Były takie kolejki, że postanowiłem skierować się do pociągu. Nie wiedziałem dokładnie jaki to miał być pociąg, więc na czuja wybrałem osobówkę relacji Wrocław - Kołobrzeg (jak można taką trasę przebyć w osobówce tego to nie wiem, ale widocznie zarząd PKP uważa, że się da i pewnie linia ta jest rentowna). W pociągu czekał już Piotr. Przed pociągiem było kilkanaście młodych dziewczynek (na oko nie chodziły jeszcze do gimnazjum) z rowerami i sakwami, które próbowały dostać się do przedziału rowerowego. Jak się okazało przedział ten był za mały na tak liczną grupę rowerzystów i musiałem się z Piotrem z niego ewakuować - staliśmy w przejściu przy drzwiach.
Przyjemność jechania tak zatłoczonym pociągiem kosztowała mnie 6,67 groszy - akurat tylko tyle miałem w portfelu drobnych :) Myślałem, że obędzie się bez zakupu biletu, ale Pani Konduktor była czujna ;)

Grupa młodych rowerzystek była w asyście dwóch sióstr zakonnych, które miały sprawować na dziewczynkami opiekę. Była to ekipa z Wałbrzycha, która w Pile miała przesiąść się do pociągu do Trójmiasta, a stamtąd mieli dotrzeć na Mazury. Wg informacji uzyskanych od zakonnicy była to już ich 5 wyprawa i planują dziennie przebyć 60 km. Dystans nie jest imponujący, ale należą wziąć pod uwagę wiek ekipy oraz fakt, iż pewnie większość ekipy nie jeździła dotychczas z sakwami, które bądź, co bądź swoje ważą (sam śpiwór i namioty to dobre 5 kg). Siostry poczęstowały nas ptasim mleczkiem, na które skusił się Piotr ;) Ja jakoś o dziwo nie miałem ochoty - jest to prawie rzecz niebywała, bo jeśli ktoś mnie zna to wie, że jestem łasuchem, co zresztą widać po sylwetce ;)

Wracając już do wycieczki, około 10 dotarliśmy do Skokowa, skąd ruszyliśmy w trasę. Piotr był przygotowany do niej - posiadał mapę Wzgórz Trzebnickich (ja tylko rowerownik) oraz jakieś wydruki z kompa.
Pierwsze kilometry biegły między innymi przez las, który wyglądał tak:

Na leśnej ścieżce - zdjęcie autorstwa zyla82 © kojak

Pierwsze ciekawe miejsce, w którym się zatrzymaliśmy to pałac w Bagnie, w którym obecnie mieści się Seminarium Duchowne Salwatorianów. Pałac robi wrażenie - nie pogardziłbym takim :) Oto kilka zdjęć, które zrobił Piotr:
Seminarium Duchowne Salwatorianów w Bagnie - zdjęcie autorstwa zyla82 © kojak

Seminarium Duchowne Salwatorianów w Bagnie - zdjęcie autorstwa zyla82 © kojak

Seminarium Duchowne Salwatorianów w Bagnie - zdjęcie autorstwa zyla82 © kojak

Seminarium Duchowne Salwatorianów w Bagnie - zdjęcie autorstwa zyla82 © kojak

Obok pałacu znajduje się mały staw z jeszcze mniejszą wysepką i domkiem:
Domek na wyspie przy Seminarium Duchownym Salwatorianów w Bagnie - zdjęcie autorstwa zyla82 © kojak

Jak doczytałem w tej chwili w Rowerowniku (trasa nr 2) powyższe zdjęcia obrazują barokowy kompleks pałacowy z początku XVIII w. W roku 1953 powstało i znajduje się tutaj Wyższe Seminarium Duchowne Salwatorianów. Wokół pałacu rozciąga się zabytkowy park, a nad wejściem do nowego pałacu umieszczona jest stara rzymska dewiza "Veritate es justitia" (Prawdą i Sprawiedliwością).

Z Bagna ruszyliśmy niebieskim szlakiem do Wielkiej Lipy (fajna nazwa, w sumie podobnie jak Bagno), gdzie rzuciliśmy okiem na pałac z XVI w., przebudowany w 1899 r. - obecnie w prywatnych rękach i całkiem okazale się prezentuje:
Pałac w Wielkiej Lipie z XVI w. - zdjęcie autorstwa zyla82 © kojak

Dalej ruszyliśmy asfaltem w kierunku Obornik Śląskich - plan był, aby skręcić na niebieski szlak, ale okazał się on być nieprzejezdny. W Obornikach szlak zaprowadził nas do pomnika Karola von Holtei.
Pomnika Karola von Holtei w Obornikach Śląskich - zdjęcie autorstwa zyla82 © kojak

Pierwsza moja myśl była następująca - cholera nie znam człowieka, Piotr mnie pocieszył bo z nim wódki też nie pił ;) Tablicy pamiątkowej już na pomniku nie było, więc nie dane nam było dowiedzieć się więcej o tym człowieku na miejscu. W tym miejscu postanowiliśmy uzupełnić stracone siły krótkim posiłkiem. W tym miejscu muszę napisać, że pomnik znajdował się na dość stromej górce i ostatnie kilka metrów musiałem podprowadzić rower, gdyż wyrwało mi kierownicę do góry. Piotr, gdy to zobaczył stwierdził: "No tak, że niby wjechałeś, dałeś radę ;)" (jakoś tak to brzmiało, przepraszam za wszelkie przekręcenie słów). Po odpoczynku ruszyliśmy w dalszą trasę. Niestety szlak nie był oznaczony perfekcyjnie, więc nie obyło się bez poszukiwań zagubionego śladu szlaku. Nawierzchnia niebieskiego szlaku, którym jechaliśmy zmieniała się z leśnej ścieżki w zwykłą polną dróżkę.
Szaleję w lesie (Oborniki Śląskie) - zdjęcie autorstwa zyla82 © kojak

Zawrotna prędkość na kładce w lecie (Oborniki Śląskie) - zdjęcie autorstwa zyla82 © kojak

Po drodze wjechaliśmy na wzgórze o nazwie Gnieździec (226 m n.p.m.) - tym razem dałem radę :) Oto widok z góry:
Wzgórza Trzebnickie - widok z wzgórza o nazwie Gnieździec (226 m n.p.m.) - zdjęcie autorstwa zyla82 © kojak

Po chwili zmieniliśmy szlak na czarny i jechaliśmy dalej. Niestety szlak okazał się nieprzejezdny i po chwili prowadzenia rowerów w wysokiej trawie musieliśmy zawrócić. Piotr próbował się przedrzeć przez pole pieszo, ale to też nie przychodziło bez trudu. Użyję tutaj słów Piotra: "Po prostu "ścieżka" w pewnym momencie znikła."
Wzgórza Trzebnickie - ujęcie II - zdjęcie autorostwa zyla82 © kojak

Musieliśmy wrócić na asfalt i pognaliśmy w kierunku miejscowości Kowale, gdzie znów wskoczyliśmy na niebieski szlak. Również szlak niebieski przyniósł nam niespodziankę, gdyż w pewnym momencie zniknął. Tym razem nie daliśmy za wygraną i prowadziliśmy rowery. Ten ciężki wysiłek został nam wynagrodzony w postaci kilku dzikich drzewek czereśni:
Czereśnie - podwieczorek tego dnia :)- zdjęcie autorstwa zyla82 © kojak

To była istna wyżerka. Czereśnie były słodziutkie i czerwoniutkie. Nic tylko je jeść - tak też zrobiliśmy. Po skromnym posiłku ruszyliśmy polem dalej i wyjechaliśmy w miejscowości Malczów, z której pojechaliśmy prosto do Trzebnicy.
Ratusz w Trzebnicy - zdjęcie autorstwa zyla82 © kojak

Z racji faktu, iż w Trzebnicy byłem już dzień wcześniej poprowadziłem Piotra na Rynek, a następnie do budki z lodami. Dzisiaj zjadłem świderka :) Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w dalszą drogę. Kierowaliśmy się na szlak zielony, ale wskoczyliśmy na drogę 340 do Oleśnicy, więc trzeba było znowu skorygować trasę. Znowu jechaliśmy polną dróżką, z które były piękne widoki:
Widok na drodze Trzebnica - Skarszyn - zdjęcie autorstwa zyla82 © kojak

Postanowiliśmy zajechać do Boleścina, aby zobaczyć opisany w przewodniku pałac. Widok nie był imponujący (zdjęcie poniżej) - pałac obecnie zagrodzony i w posiadaniu Niemców (tak wynika z samochodu, które był zaparkowany na posesji).
Pałac w Boleścinie - zdjęcie autorstwa zyla82 © kojak

Do Wrocławia wjechaliśmy od strony Krzyżanowic. Planowałem dokręcić jeszcze do stówki, ale głód wygrał ze mną. Wróciłem więc z Piotrem przez Most Milenijny w kierunku Gaju - na tym moście byłem pierwszy raz na rowerze.
Po obiadku dokręciłem jeszcze po okolicy 15 km.

Chciałbym bardzo podziękować Piotrowi za wspólny wypad. Fajnie, że zniosłeś moje wolne tempo w terenie :) Przepraszam, że nie zrealizowałeś całej trasy. Zaplanowana trasa bardzo ciekawa. Na pewno gdybym jechał sam już po kilku km wrócił bym na asfalt. Wypad w 100% zaliczam do udanych. Nie było problemu ze sprzętem co zaliczam do sukcesu, gdyż w Macedonii w terenie łapałem dętki - w sumie to było ich 6 na moim koncie.




  • DST 100.98km
  • Teren 40.00km
  • Czas 06:49
  • VAVG 14.81km/h
  • Sprzęt Pierwszy
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trzebnica i Masa Krytyczna

Piątek, 25 czerwca 2010 · dodano: 25.06.2010 | Komentarze 0

Na wycieczkę do Trzebnicy wybrałem się z seczkiem aby przejechać trasę zaproponowaną przez Maję Włoszczowską w Rowerowniku z dnia 24.VI.2010. Nie umówiliśmy się, o której startujemy, gdyż był to dzień rozdania świadectw w szkołach i Paweł nie wiedział, o której będzie wolny. Ja wstałem dość późno, bo po 10 i jak włączyłem GG Paweł już był wolny i mogliśmy ruszać. Podjechałem, więc pod Most Trzebnicki i razem ruszyliśmy w trasę, która miała wyglądać następująco:

Trasa przebiegała, przez las i drogi polne, więc moje opony chwilami się buntowały, ale dały radę. Nie było ciśnienia, aby jechać szybko, gdyż Paweł chciał wyłącznie zdążyć na Masę Krytyczną, zupełnie jak ja (początkowo był plan obejrzeć jeszcze mecze MŚ 2010).

W Trzebnicy rundka po Rynku i postój przy budce z lodami. Lody włoskie lub świderki to obowiązkowy etap każdej wycieczki ;)

Powrót do Wrocławia nastąpił tą samą trasą. Mieliśmy jeszcze 1,5 godziny do Masy Krytycznej, więc wspólnie pokręciliśmy się do mieście. Szukaliśmy jakiejś stacji, aby umyć rowery oraz coś zjeść na szybko - od rana na cornach i lodach człowiek długo nie pociągnie ;)

Na Plac Bema dotarliśmy przed 18 i czekaliśmy na resztę wrocławskich rowerzystów. Start około 18:20 i przez godzinę krążyliśmy po Wrocławiu. Trasa była następująca jak dobrze pamiętam:

Po Masie Krytycznej rozłączyłem się z seczkiem i każdy pojechał w swoją stronę. Z racji faktu, iż brakowało mi jeszcze kilku km do stówki postanowiłem pokręcić się jeszcze troszkę po Wrocławiu, aby przekroczyć 100 km.

Szkoda, że nie było aparatu na tej wycieczce, bo kilka miejsc było na prawdę uroczych.




  • DST 114.10km
  • Teren 30.00km
  • Czas 06:34
  • VAVG 17.38km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Sprzęt Pierwszy
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ślęża

Piątek, 18 czerwca 2010 · dodano: 18.06.2010 | Komentarze 0

Celem dzisiejszej podróży była Ślęża.

Trasa miała być podobna do tej, którą przebyła wrocławska ekipa BS w maja 2010 - w razie konieczności na bieżąco miałem korygować jej tor.

Na trasie spotkałem kolarza w średnim wieku, który również zmierzał do Sobótki i poprowadził mnie inną trasą - przez dłuższy kawałek był bardzo fajny asfalt, więc bez problemu można było jechać 40 km/h - bez siadania na oponie :) Do kilkudziesięciu km kolarz mnie zostawił i pojechał własnym tempem. Rowerek miał fajny nowa Merida, która ważyła nieco ponad 6 kg.

W Sobótce był krótki postój na uzupełnienie płynów. Podjazd na Ślężę zacząłem w złym miejscu i niestety przez grubo ponad godzinę musiałem prowadzić rower, a czasami nawet go nieść po kamienistym zboczu. Gdy wdrapałem się na szczyt odpocząłem dłuższą chwilę na ławeczce, a następnie zjechałem w dół - już inna drogą. Niestety i tutaj zdarzyły się fragmenty, gdzie trzeba było prowadzić rower.




  • DST 132.09km
  • Teren 20.00km
  • Czas 06:31
  • VAVG 20.27km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Pierwszy
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwsza setka w sezonie

Sobota, 5 czerwca 2010 · dodano: 06.06.2010 | Komentarze 0

Plan był prosty - zrobić pierwszą setkę w sezonie 2010. Skorzystałem z trasy Młynarza ->
Niestety nie posiadam GPS'a, więc trasę spisałem na kartkę i początek pedałowania. Do Bierutowa dotarłem bez problemu, niestety potem zaczęły się problemy. Wyjechałem dobrze do Kijowic i udałem się do Kruszowic. Nie wiem jakim trafem zgubiłem zaplanowaną trasę, ale wylądowałem w lesie i trzeba się było przedzierać przez błoto i walczyć z komarami. Dotarłem do miejscowości Jelcz - Laskowice i potem powrót do Wrocławia.

W najbliższym czasie muszę tę trasę zrobić w drugą stronę, aby odkryć, gdzie popełniłem błąd.