Info
Ten blog rowerowy prowadzi kojak z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 3382.66 kilometrów w tym 387.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.18 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 17470 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2012, Sierpień3 - 0
- 2012, Czerwiec2 - 2
- 2012, Styczeń1 - 0
- 2011, Wrzesień1 - 0
- 2011, Sierpień1 - 2
- 2011, Lipiec19 - 4
- 2011, Czerwiec5 - 0
- 2011, Maj3 - 2
- 2010, Wrzesień7 - 9
- 2010, Sierpień6 - 4
- 2010, Lipiec13 - 9
- 2010, Czerwiec7 - 6
- 2010, Maj1 - 0
- DST 57.58km
- Teren 15.00km
- Czas 03:51
- VAVG 14.96km/h
- Sprzęt Pierwszy
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 4: Różanystok - Dąbrowa Białostocka - Kamienna Stara - Augustów
Niedziela, 18 lipca 2010 · dodano: 26.07.2010 | Komentarze 0
Dzisiaj pobudka się udała. Jest niedziela, więc rano udaliśmy się na mszę św. Następnie śniadanie i pakowanie się, po czym wyruszyliśmy w dalszą drogę kierując się w stronę Dąbrowy Białostockiej. Sanktuarium Maryjne w Różanymstoku
© KojakSanktuarium Maryjne w Różanymstoku
© KojakTablica informacyjna - Sanktuarium Maryjne w Różanymstoku
© Kojak
Po drodze spotkaliśmy starszego rowerzystę z dzieckiem w siodełku, z którym razem dojechaliśmy do Dąbrowy, po drodze rozmawiając. W tej miejscowości nic nie zwiedzaliśmy tylko standardowo w Biedronce zrobiliśmy zakupy. Dalej kierowaliśmy się w stronę Kamiennej Starej, aby zobaczyć drewniany kościół św. Anny. Niestety na rozjeździe jakoś źle wybraliśmy drogę i dopiero po kilku km jadąc drogą 670 zorientowaliśmy się o tym fakcie. Trzeba było skręcić w drogi polne i zawracać. Gdy dotarliśmy do Kamiennej Starej spotkaliśmy mężczyznę, którego spotkaliśmy o drogę do kościoła. On nie dość, że wskazał nam ją, zatrzymał miejscowego chłopaka na rowerze, aby z nami tam pojechał oraz opowiedział nam historię kościoła: według miejscowej legendy powstanie kościoła związane było z przypadkiem zagryzienia przez dworskie psy na śmierć chłopskiej córki Anny, która wracała z dworu do domu.
„Świątynia ta jest najstarszą budowlą sakralną na Podlasiu. Drewniany kościół znajdował się obok letniej rezydencji Wiesiołowskich, która nie zachowała się do dnia dzisiejszego. Kościół w Kamiennej, wielokrotnie remontowany, zachował do dzisiaj swój pierwotny wygląd i wystrój, a ze względu na swój wiek i osoby kolatorów jest jednym z najciekawszych obiektów zabytkowych województwa podlaskiego. W kaplicy znajduje się kamienna chrzcielnica z wyrytą datą- 1609. Corocznie, w święto św. Anny, które przypada na 26 lipca, odbywa się tu odpust. W pobliżu kościółka jest grób, w którym spoczywają prochy gen. Nikodema Sulika, jednego z polskich dowódców w bitwie pod Monte Cassino, i jego żony Anieli.” (http://www.dabrowa-bial.pl/kamienna.html)Drewniany Kościół św. Anny w Starej Kamiennej z 1610 roku
© Kojak
Marcin poszedł szukać opiekuna kościoła, a ja odpoczywałem.Odpoczynek
© Kojak
Oto wnętrze zabytku:Chrzcielnica z 1609 roku w kościele św. Anny w Starej Kamiennej
© KojakOłtarz - Kościół św. Anny w Starej Kamiennej z 1610 roku
© Kojak
Teraz planowaliśmy zobaczyć unikalne krzyże drogi krzyżowej w lesie w pobliżu Kamiennej Nowej, ale z informacji jakie uzyskaliśmy od mieszkańców mijanych wsi okazało się, że są ona już w kiepskim stanie i nie ma co podziwiać. Ruszyliśmy więc w stronę Augustowa.
Jadąc drogą leśną napotkaliśmy się na cmentarz wojenny rosyjski z okresu I wojny światowej założony w 1915 roku. Na cmentarzu tym pochowano 87 żołnierzy.Kamienna Stara - cmentarz wojenny rosyjski z okresu I wojny światowej założony w 1915 roku
© KojakKamienna Stara - cmentarz wojenny rosyjski z okresu I wojny światowej założony w 1915 roku
© Kojak
Po drodze minęliśmy jeden bunkier – pozostałość radzieckiej fortyfikacji Linii Mołotowa. Był to przedsmak tego, co mieliśmy zobaczyć w Mamerkach i Gierłoży.Bunkier – pozostałość radzieckiej fortyfikacji Linii Mołotowa
© Kojak
Droga, którą przyszło nam jechać pozostawiała wiele do życzenia, stąd tempo nie było najwyższe, a słońce ostro piekło.
Gdy dotarliśmy do drogi 664 lekko zaczęło kropić, ale jechaliśmy dalej, bo ten deszczyk był przyjemny po całym dniu prażenia się na słońcu. Około godziny 16 dotarliśmy do Jeziora Sajno, gdzie planowaliśmy popływać oraz zrobić sobie wreszcie obiad – w końcu wozimy ten kartusz. Chmury były dość niepewne więc czekaliśmy zarówno z wejściem do wody, jak i gotowaniem. Było to złe rozwiązanie, gdyż nagle zrobiło się ciemno i trzeba było w pośpiechu rozbijać namiot i chować rzeczy do środka. Marcin zajął się namiotem, a ja transportowałem rzeczy do jednego miejsca i podprowadziłem rowery po drzewo. Kąpielisko w momencie się wyludniło. Deszcze padał z różną intensywnością przez ponad 3 godziny. Pod nami zrobiło się bajoro z wody, ale na szczęści namiot nie przesiąkł – dobra inwestycja w Fjord’a Nansena. Po godzinie 20 nie było czasu już na gotowanie, więc zamówiliśmy po hamburgerze w pobliskim barze i wykąpaliśmy się. Namiot lekko się przesuszył i pojechaliśmy szukać noclegu, który znaleźliśmy kilometr dalej. Ja po drodze odkryłem, że moja sakwa na kierownicę uległa destrukcji - rozwaliło się mocowanie przy sakwie (dalsza podróż bez sakwy przedniej - trzeba będzie zainwestować w nową, szkoda, że Crosso nie robi sakw tego rodzaju, chyba skuszę się na Ortlieba, chociaż to wydatek 300 zł).
Dzień poprzedni. Dzień następny.